Peron 9
¾, jak zwykle 1 września przed godziną 11, był pełen ludzi, pełen
zdenerwowanych ludzi. Matki żegnały swoje dzieci z drżącymi rękami, ojcowie
patrzyli na nie z troską i ostrzegali przed wszelkimi niebezpieczeństwami.
Najmłodsi spoglądali na rodziców z wielkim znużeniem i zniecierpliwieniem w oczach.
Starsi uczniowie Hogwartu, bardziej rozumiejący otaczający ich świat, ze
spokojem zapewniali swoich staruszków, że będą ostrożni i nie wpakują się w
żadne tarapaty. Nikt nie chciał rozmawiać o Sami-Wiecie-Kim, a pomimo tego
wszyscy wiedzieli, że to o niego głównie tu chodzi. Rodzice w tym roku posyłali
swoich podopiecznych z o wiele mniejszą pewnością o ich bezpieczeństwo. Brak
Dumbledore’a był tego największym powodem. Wszyscy wiedzieli, że on nie
pozwoliłby nikogo skrzywdzić. Nie pozwoliłby na wtargnięcie Śmierciożerców do
szkoły. Nie pozwoliłby na panowanie Sam-Wiesz-Kogo. Śmierć najpotężniejszego
czarodzieja na świecie wzbudziła popłoch. Ale cóż mieli zrobić bezradni
rodzice…? Pozostawienie pociech w domu naraziłoby je na jeszcze większe
niebezpieczeństwo. Hogwart, pomimo wszystko, był aktualnie jednym z
najbezpieczniejszych miejsc na Ziemi.
Gdybym zachowywał się normalnie, pewnie prychnąłbym i
popatrzył na to z dystansem. Ale teraz to wszystko wydało mi się takie bliskie.
Płaczące matki, obejmujące swoje dzieci, ostrzegające przed wszystkim co złe…
Ten widok przypominał mi moją rodzicielkę, dziwnie zachowującą się w
samochodzie. Dziwnie? Nie, ona wcale nie zachowywała się dziwnie. Ona była
wtedy zwyczajną matką, mimo że w rzeczywistości znacznie odbiegała od normy.
Chciała mnie przed czymś ostrzec. Wiedziałem to. Ale nie powiedziała przed
czym. Bała się? Nie chciała mnie stresować? Co się z nią działo? I to
okazywanie uczuć tak do niej nie podobne. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz
mnie przytuliła… Chyba jak szedłem pierwszy raz do Hogwartu. Na peronie. Ale
zrobiła to bardzo szybko, jakby wstydziła się, że rzeczywiście się o mnie boi.
Kochała mnie. Zawsze to wiedziałem. Rozumiałem ją, bo w końcu ja też nie
potrafiłem jej tego powiedzieć. W sumie… Nigdy jej tego nie powiedziałem. Nawet
dzisiaj nie zdołałem wydobyć z siebie słowa. Byłem zaskoczony, ale…szczęśliwy.
Ja też potrzebowałem jej czułości, nawet pomimo mojego dorosłego wieku. Czułem,
czułem, że ona wie, że ją kocham. I to cholernie mocno.
Wszedłem do pełnego uczniów pociągu. Nienawidziłem
tego tłoku. Szybkie przejście przez tłum rozwydrzonych dzieciaków z bagażami
graniczyło z cudem. Westchnąłem. Cierpliwie poczekałem aż przejdą. Zacząłem
rozglądać się w poszukiwaniu moich przyjaciół ze Slytherinu. O ile można ich
było nazwać przyjaciółmi…
Longbottom, mała Weasley, Creevey’owie, cała gama
brzydkich dziewcząt z Ravenclawu… Gdzie jest Malfoy i jego goryle? Gdzie jest
Nott?
Jaka panna!
Cofnąłem
się gwałtownie. W przedziale siedziała samiuteńka dziewczyna. Przepiękna
dziewczyna. Brunetka o lekko kręconych włosach czytała „Historię Hogwartu”.
Miała śliczną twarz. Duże ponętne usta, delikatny nosek… Nie mogłem dostrzec
jej spojrzenia. Dlaczego ja jej wcześniej nie widziałem? Całowałem tyle panien,
ale usta tej koleżanki na pewno nie. Niemożliwe, że ją przeoczyłem…
Odruchowo
wszedłem do jej przedziału. Nie myślałem wiele, nie zastanawiałem się, co jej
powiem, jak ona zareaguje, ale byłem pewny: ta panna musi być moja,
przynajmniej na ten miesiąc.
Usiadłem
wpatrując się w nią. Nie odzywałem się. Nie chciałem przeszkadzać jej w
czytaniu. Dziewczyna delikatnie podniosła głowę. Nasze spojrzenia spotkały się.
Miała szare oczy, dogłębne spojrzenie... Delikatny dreszcz przeszedł moje
ciało. Poczułem się niepewnie. Dziewczyna rozpraszała mnie. Cholernie
hipnotyzowała. Patrzyłem się ciągle na nią, mimo że ona już dawno ukryła wzrok
w kartach książki. Byłem oczarowany. Wyglądała na bardzo delikatną. Każdy jej
gest przepełniała gracja. Dziewczyna podniosła wzrok jeszcze raz. Chciała
zrobić to niepostrzeżenie, ale nie dałem jej na to szans. Ciągle gapiłem się na
nią, zapominając o jakichkolwiek dobrych manierach.
Mimowolnie
się uśmiechnąłem, patrząc na zmieszaną nastolatkę.
- A
ślicznotka to w jakim domu mieszka? Gryffindor? – zapytałem mimo woli.
Gryffindor był domem, z którego rzadko podrywałem dziewczyny. Zwykle mieszkały
tam przeciwniczki Czarnego Pana. Nie chciałem mieszać się w to towarzystwo.
Dziewczyna
zmierzyła mnie łagodnie wzrokiem.
- Nie –
odparła swoim delikatnym, aczkolwiek niskim głosem, który natychmiast
zadźwięczał mi w uszach.
Odetchnąłem
cicho z ulgą.
- To
może Ravenclaw, Huffelpaff? – zapytałem po raz kolejny, mimo że nie było dla
mnie różnicy, w którym z tych domów jest ta dziewczyna. Nie odróżniałem ani
jednego od drugiego.
- Nie –
odpowiedziała i spojrzała na mnie unosząc brwi delikatnie do góry.
O
cholera! Która Ślizgonka zrobiła sobie operację plastyczną w ciągu tego roku?!
Nie, niemożliwe, żeby była z mojego domu. Stamtąd wszystkie ładne dziewczyny
przeszły już przez moje ramiona… A może jej nie rozpoznałem?
-
Slytherin? – spytałem niepewnie.
Ślicznotka
uśmiechnęła się kpiąco, jakby naśmiewała się z mojej zaskoczonej miny.
- Nie –
rzekła pewnie i zgłębiła się w karty „Historii Hogwartu”.
O matko!
Podrywam nową nauczycielkę?!
Ukryłem
twarz w dłoniach.
No tak.
Dziewczyna, tzn. pani profesor wygląda na co najmniej 20 lat. Ale czy takie
młode i ponętne kobiety mogą uczyć czegokolwiek?! Siedziała sama w przedziale,
a to już o czymś świadczyło. Który uczeń Hogwartu usiadłby z nauczycielem w
drodze do szkoły? No, ostatecznie jakiś kujon albo lizus… Ale do tak ślicznej
kobiety z pewnością nie odważyłby się odezwać.
Spojrzała
na mnie rozbawiona. Delikatnie przytrzymała zębami dolną, pełną wargę powstrzymując
śmiech. Tym ruchem kompletnie zbiła mnie z tropu… Czułem, jak tracę kontrolę.
Wygłupiłem
się. Już widziałem moje „F” ze wszystkich esejów z Obrony przed czarną magią.
Byłem czerwony jak burak. Podrywać nauczycielkę! Chyba w tym roku Slytherin jako
pierwszy straci punkty…
Niewiele
myśląc co robię, wstałem i wymamrotałem:
-
Przepraszam pani profesor, najmocniej przepraszam.
Wyszedłem
z przedziału najszybciej, jak to było możliwe. Po chwili usłyszałem perlisty
śmiech ślicznotki.
***
Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo nie cieszyłem się
z powrotu do Hogwartu, jak tego roku. Nienawidziłem tej szkoły, przepełnionej
żałosnymi dzieciaczkami z przerośniętymi ambicjami, którzy naiwnie wierzyli, że
mogą coś zrobić z tym światem. Nie potrafili po prostu przyjąć do świadomości,
że wszystko zostało już z góry ustalone. Nic nie zmienią, będą tańczyć tak, jak
zostanie im zagrane. A te wszystkie buntownicze tyrady za kilka chwil zmienią
się w błagalne modlitwy. Po co się tak okłamywać?
Rozmywający się za oknem obraz uspokajał nieco moje
nerwy. Nie byłem spokojny. Zadanie, które mi powierzono nie było łatwe, a po
wcześniejszej porażce nie byłem pewien, czy mu podołam. Teraz jednak miałem w
sobie dodatkową motywację. Z prywatnych pobudek pragnąłem męki przeklętego
Pottera. Być może to okaże się pomocne. Musi...
- Parkinson, do jasnej cholery, przestań się na
mnie wieszać! - warknąłem, zrzucając zaskoczoną dziewczynę na podłogę. Uczepiła
się jak rzep psiego ogona!
- Draco... no co ty! - zaskomlała jak mops, którym
chyba w istocie była. Co za irytujący wybryk natury...
Wywróciłem oczami i ponownie przeniosłem swój wzrok
na okno. Nie miałem ochoty na żadne rozmowy, nie byłem w nastroju. Głowa mi
pękała, plan nie chciał złożyć się w całość, chociaż myślałem nad nim od
kilkunastu dni. Nic logicznego nie przychodziło mi do głowy.
Wstałem wściekły i wypadłem z przedziału, nie
zwracając uwagi na pytania innych. Musiałem zapalić. Jeśli tego nie zrobię, za
chwilę głowa mi eksploduje. Poza tym... Nikotyna działała na mnie kojąco.
Wyciągnąłem z paczki jednego papierosa i wetknąłem
go do ust. Kiedy tylko poczułem znajomy posmak w ustach, od razu poczułem się
spokojniejszy.
- Panicz Malfoy już chce zarobić szlaban?
Odwróciłem się gwałtownie. To ten pieprzony arystokrata.
Stał oparty o drzwi przedziału i uśmiechał się kpiąco. Zignorowałem go i
odwróciłem wzrok. Nie miałem ochoty na pogaduszki.
- Myślałem, że już nie wrócisz – dodał nieco
poważniejszym tonem.
Zabini. Ten człowiek zawsze działał mi na nerwy.
Wychowywany w podobnej rodzinie, na tych samych idiotycznych zasadach co ja,
powinien być próżny, egoistyczny i rasowo uprzedzony. A on? Był wesoły, szczery
i irytująco kulturalny. W dodatku nie miał nic do szlam.
- Ale wróciłem, prawda?! – odparłem, siląc się na jadowity
ton. Sam byłem szczęściarzem, że jeszcze żyłem.
Blaise tylko patrzył na mnie z tym swoim irytującym
uśmieszkiem. Był jedynym Ślizgonem, z którym dało się porozmawiać, bo rozumiał
moje popieprzone życie. Co oczywiście nie oznaczało, że byliśmy przyjaciółmi.
Raczej nie uznawałem w moim życiu czegoś takiego jak przyjaźń.
- Pytanie po co wróciłeś..?
Mimo wszystko Zabini mógł okazać się przydatny. Sam
był o krok od służenia Czarnemu Panu. Póki co został oszczędzony. Gdyby tak nie
było, na pewno nie szczerzyłby już tak często swojej obrzydliwie przystojnej
buźki. Blaise za bardzo lubił przygody, żeby mi odmówić.
- Żebyś miał kompana do rywalizacji o najlepsze
dupy tego sezonu – rozluźniłem się. Wypalonego papierosa wyrzuciłem przez okno.
Zabini uśmiechnął się kpiąco. Znowu.
– Myślałeś, że zostawię cię samego z nimi
wszystkimi?
***
Wyszłam z pociągu. Natychmiast
poczułam przenikliwe zimno. Ten wieczór nie należał do najcieplejszych. W oczy
rzuciło mi się wielkie, ciemne jezioro. Szybko obwiniłam je za moje drżące
ręce. Wzrok skierowałam na duży zamek, stojący za jeziorem. Jego wygląd robił
wrażenie przytulnego i bezpiecznego miejsca. Złudne wrażenie, pomyślałam.
Wokół
mnie było mnóstwo uczniów. Rozmawiali ze sobą, przepychali się, witali po
wakacjach. Każde z nich miało na sobie szkolną szatę. Czułam się odrobinę jak
odludek. Szłam za tłumem. Czułam na sobie spojrzenia innych osób. Nie
wyglądałam, jak kolejny uczeń Hogwartu. Nie miałam szkolnej szaty z naszywką
herbu domu. Ba, nie wiedziałam nawet, w jakim domu się znajdę. Matka mówiła, że
w Slytherinie, że na pewno będę Ślizgonką. Po przestudiowaniu Historii Hogwartu wcale nie nabrałam
miłości do tego domu, ale miałam wrażenie, że dla Bellatriks jest to niezwykle
ważne, więc postanowiłam cichutko poprosić Tiarę Przydziału o Dom Węża. Miałam
nadzieję, że mnie wysłucha – nie chciałam nawet wyobrażać sobie, co stałoby się
ze mną, gdybym została Gryfonką…
Podążałam
za tłumem. Kątem oka spostrzegłam Pociągowego Podrywacza. Uśmiechnęłam się
mimowolnie. Wzięcie mnie za nauczycielkę było przesadą, ale totalnie mnie
rozprężyło. Poza tym, chłopak był przystojny. Potwornie przystojny. Obok niego
zauważyłam mojego kuzyna (przynajmniej tak twierdziła matka) – Dracona. Jego
blond włoski wyróżniały się na tle tłumu. Widocznie się kumplowali, choć z tego
co słyszałam, Malfoy nie ma przyjaciół, tylko służki.
Dotarliśmy
do powozów bez koni. Uczniowie wsiadali do nich – widocznie to był transport do
szkoły. Świetnie, kto będzie moim towarzyszem podróży?
-
Cześć – usłyszałam obok siebie. – Nazywam się Hermiona Granger i jestem
Prefektem Naczelnym. Mam potowarzyszyć ci w drodze do Hogwartu i opowiedzieć o
kilku zasadach. Nazywasz się Scarlett Tacerey, prawda?
No,
proszę, takiego towarzysza podróży się nie spodziewałam. Spojrzałam na
dziewczynę, której zdjęcie widziałam miliony razy. Zacięty i zdecydowany wyraz
twarzy, a także mocne spojrzenie, otaczała burza brązowych loków. Dziewczyna
była mojego wzrostu i miała całkiem niezłą sylwetkę. Uśmiechnęłam się do mojej
przyszłej zdobyczy.
-
Tak, cześć, miło mi cię poznać.
Usiadłyśmy
w ostatnim powozie. Odetchnęłam z ulgą, że jedziemy tylko we dwie i nikt nam
nie przeszkadza.
-
Dlaczego wybrałaś Hogwart w tym roku? – zapytała Hermiona. Wiedziałam, że na to
pytanie odpowiem jeszcze kilka tysięcy razy.
-
Byłam w Durmstrangu – zaczęłam wyjaśniać. Starałam się brzmieć przekonująco. –
Mieszkałam z rodzicami w Bułgarii. Moi staruszkowie są alchemikami, ciągle
stwarzają nowe eliksiry. Niestety, w trakcie mojego ostatniego roku w
Durmstrangu odkryli jakąś potworną mieszankę, która wybuchła mi w twarze. Nie
pomogły niestety szpitale w Bułgarii, musieli przenieść się na rehabilitacje do
Anglii.
Hermiona,
słuchając mojej historii, była nieco zszokowana, szybko zapewniła o tym, że
bardzo jej przykro.
-
Mam nadzieję, że pozwolą odwiedzać mi ich w Świętym Mungu – powiedziałam,
ciągle udając zmartwioną. Miała to być wymówka na moje ewentualne zniknięcia ze
szkoły.
-
Obawiam się, że możesz mieć problem – powiedziała wątpiąca Hermiona. – Wiesz,
co dzieję się teraz w kraju.
Pokiwałam
głową. Gryfonka wbiła wzrok w taflę jeziora, którą obserwowałyśmy podczas
przejażdżki. Miałam świadomość, co przeżywa, ale trudno było mi sobie to
wyobrazić. Podczas tych tygodni studiowania jej życiorysu i widomości o niej,
zwróciłam uwagę na to, że miała mnóstwo bliskich osób, które zostawi na okres
szalejącej wojny. Na pewno będzie przygnębiona i będzie potrzebowała bliskiej
osoby. Zazdrościłam jej z jednej strony. Miała ludzi, dla których naprawdę się
liczyła. W moim życiu jedyną taką osobą była matka. Ona także gdzieś tam
została, służąc Czarnemu Panu, pokładając ogrom nadziei w swojej jedynej córce.
Z drugiej strony wiedziałam, że muszę wypełnić zadanie, a słabości Hermiony
staną się moimi mocnymi stronami i drogą do wypełnienia zadania.. Westchnęłam,
patrząc na Hogwart. Czułam, że wiele się tu zmieni.
W
drodze do Hogwartu starałam się nawiązać jak najlepszy kontakt z Hermioną. Udało
mi się ją namówić na oprowadzenie mnie po szkole następnego dnia. Udałam
biedną, zagubioną uczennicę, która nieco obawia się ceremonii przydziału i nie
wie, czy da radę odnaleźć się w nowym otoczeniu. Obiecała to dla mnie zrobić, niezależnie od
tego, do jakiego domu się dostanę. Byłam dumna ze swoich osiągnięć.
Weszliśmy
do Wielkiej Sali. Pomieszczenie to zrobiło na mnie niemałe wrażenie: oświetlone
przez tysiące świec, z tłumem uczniów siedzących przy czterech stołach i
nauczycielami, zasiadającymi na szczycie przy jeszcze jednym stole. W zachwyt
wprawiło mnie sklepienie usiane gwiazdami, które wyglądało tak, jakby Wielka
Sala rzeczywiście była otwarta na niebo. Ciepło, otaczające mnie ze wszystkich
stron, miliony uśmiechów, radość ze spotkania z dawnymi przyjaciółmi… Przez
chwilę czułam się tak, jakby nie istniał żaden Czarny Pan, żadni Śmierciożercy,
jakbym nie miała na głowie nic większego jak to, w jakim kolorze pomalować
sobie paznokcie, jakbym była zwykłą, beztroską nastolatką…
Razem
z pierwszoroczniakami ruszyłam przez środek Wielkiej Sali. Stanęliśmy tuż pod
schodami prowadzącymi do stołu nauczycielskiego, gdzie na stołku już czekała
stara, wystrzępiona Tiara Przydziału. Rozejrzałam się. Wszyscy uczniowie
siedzieli już przy stołach i oczekiwali na słynny śpiew brudnego kapelusza.
Tiara
otworzyła „usta” i poczęła swoją coroczną pieśń. Próbowałam skupić się na tym,
co chce nam w tej pieśni przekazać, ale kiepsko mi to szło. Oszołomiona nową
szkołą, trochę samotna, próbowałam udawać, jak bardzo jestem pewna siebie. Co jeśli wyląduje w Gryffindorze? Jak
spojrzę matce w oczy? – te pytania nachodziły mnie nieustannie. Z pieśni
tiary zrozumiałam jedynie to, że powinniśmy się zjednoczyć i przezwyciężyć
niechęć pomiędzy domami. Po zakończeniu śpiewu kapelusza rozległy się gromkie
brawa. Obok stołka stanęła jedna z nauczycielek w podeszłym wieku. Miała siwe
włosy, uczesane w ciasny kok, mocne spojrzenie, poważny wyraz twarzy. Wyglądała
na osobę jak najbardziej kompetentną i wzbudzającą powszechny respekt wśród
uczniów. Miała ze sobą dość długą listę nowych uczniów.
-
Adams, Peter! – wyczytała profesor.
Mały
chłopczyk o płowych włosach ruszył, aby włożyć tiarę na głowę. Z oddali mogłam
dostrzec jego trzęsące się ręce.
-
RAVENCLAW! – wykrzyknęła tiara po chwili.
Przy
stole Krukonów rozległy się oklaski. Mały Peter ruszył ku nim, a na jego twarzy
pojawiły się ogromne rumieńce.
-
Bennet, Rudolf!
Wzdrygnęłam
się na dźwięk tego imienia. Mąż mojej matki nie należał do osób przyjemnych.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie jestem jego córką (inaczej
nosiłabym nazwisko Lestrange, a nie Black) i raczej nie bolał go ten fakt. Sama
myśl, że on rzeczywiście coś czuje, wydawała się abstrakcyjna. Nigdy nie darzył
uczuciem mojej matki. Łączyła ich tylko czysta krew i oddanie Czarnemu Panu.
Aby
odrzucić tę myśl, szybko rozejrzałam się po Wielkiej Sali. Gryfoni wyglądali
raczej na spiętych, niż zadowolonych z powrotu do szkoły. Mimo to, Hermiona
obdarzyła mnie uśmiechem, jakby chciała mi dodać otuchy. Miłe z jej strony.
Pomyślałam, że szybko zrzednie jej mina, jak zobaczy mnie przy stole
Slytherniu. Pottera nie było, czego wszyscy się akurat spodziewali. Matka
doniosła mi, że jego przyjaciel Ron choruje na jakieś dziwne schorzenie i
dlatego nie wraca do szkoły. Wydawało się to raczej podejrzane. Obok Granger
siedziała ruda, całkiem ładna dziewczyna. To musi być Ginny Weasley – luba
Pottera. Szybko także skojarzyłam postać Nevilla Longbottoma, który siedział
blisko dziewczyn. Znałam niechlubną historie jego rodziców. Było mi go żal, ale
przecież Bella nie miała innego wyjścia. Wierność Czarnemu Panu i uzyskanie jak
najwięcej informacji było dla niej ważniejsze i wymagało ofiar. Co nie oznacza,
że do końca rozumiem, dlaczego wspominała o tym z fascynacją, nie litością..
-
Smith, Jenny!
Trochę
zdenerwowałam się, zdając sobie sprawę, że za chwilę będę wyczytana. Myślałam,
że przejdę przez to bezstresowo, jednak…
-
Tacerey, Scarlett!
Moje fałszywe nazwisko
zabrzęczało mi w uszach. Pewna siebie usiadłam na stołku, po czym pani profesor
założyła tiarę na moją głowę. Czułam, jak napinają mi się wszystkie mięsnie, a
w mojej głowie jest jedna wielka pustka…
- Hm – usłyszałam cichy głos. –
Ambicja.. Niebywała odwaga… Inteligencja. Spryt. Wrażliwość i wielkie serce…
Trudna sprawa. Bardzo trudna. Byłabyś wspaniałą Gryfonką..
Nie!
- Nie? Pamiętaj, że źródłem
poznania jest TWÓJ umysł. Nie pozwól, by ktokolwiek kreował twoje myśli i
kierował twoim działaniem…
- SLYYYYTHERIN! - wrzasnęła tiara.
Nieco oszołomiona, ale i
szczęśliwa ruszyłam do stołu Ślizgonów. Siadając, napotkałam na zaciekawione
spojrzenie Pociągowego Podrywacza…
***
- Malfoy… - mruknąłem.
Siedzieliśmy w Wielkiej Sali.
Ceremonia przydziału powoli się kończyła.
- Widzisz tą brunetkę z
kręconymi włosami, która właśnie dostała się do naszego domu? – zapytałem.
Byłem w niemałym szoku, kiedy zobaczyłem tą Ślicznotkę w kolejce do przydziału.
Poczułem ulgę, a jednocześnie wstyd przed tą dziewczyną. Sytuacja w pociągu
była komiczna, ale ja czułem się potwornie głupio. Ślicznotka wyglądała na
osobę o dość mocnym charakterze. Zawstydzenie po chwili jednak minęło. Jeśli
mam wkupić się w jej łaski, to szykuje się niezła zabawa. Uśmiechnąłem się sam
do siebie, wpatrując się w nową Ślizgonkę z zainteresowaniem.
- Daj sobie spokój i się na nią
nie gap. Gdzie twoje nienaganne maniery!
- ofuknął mnie teatralnie Dracon, nawet nie podnosząc wzroku znad
„Proroka Codziennego”, którego czytał pod stołem.
- O. A to dlaczego mam sobie
dać spokój? Dziewczyna przeznaczona dla panicza Malfoya? – zapytałem,
delikatnie zdziwiony zachowaniem Ślizgona. Dotychczas, kiedy podobała nam się
ta sama dziewczyna, rzucaliśmy sobie wzajemnie wyzwanie, który z nas będzie
bardziej czarujący, komu pierwszemu ulegnie.. Ta odpowiedź była nienaturalna.
- Nie powiem, że chętnie
poznałbym ją z tej seksualnej strony..
- Ale? – dopytywałem się.
- Nie interesuj się – uciął
dyskusje Dracon.
Ten Słodki Dupek coś wiedział.
Ale oczywiście się nie podzielił swoją wiedzą. Kwestia czasu – pomyślałem.
Malfoy robił to specjalnie, znałem go przecież nie od dziś. Gdyby chciał mnie
zniechęcić do tej dziewczyny, powiedziałby od razu, co jest nią nie tak. A
teraz wzbudził jedynie moją ciekawość. Zakazany owoc smakuje najlepiej. Dracon
to jedna z osób, która dobrze wiedziała o tej zasadzie.
Po ceremonii przydziału i
kolacji, na środek wystąpił Snape. Nowy dyrektor Hogwartu.
Widok starego nauczyciela
eliksirów i obrony przed czarną magią na starym stanowisku Dumbledore’a był co
najmniej dziwny. Nie miałem nic przeciwko Snape’owi – wręcz przeciwnie, uważam,
że był naprawdę niezłym nauczycielem, a jeszcze lepszym opiekunem domu.. Mimo
wszystko czułem się jednak dziwnie. Byłem przyzwyczajony do starego Dumbla. Miałem
do niego szacunek, chociaż nigdy nie mówiłem o tym głośno. Czułem się w
szkole.. bezpieczniej? Przynajmniej mogłem być pewny, że Czarny Pan nie każe mi
wstępować do grona Śmierciożerców przez następne 10 miesięcy. Teraz, kiedy
stanowisko dyrektora Hogwartu objął Snape, wieloletni posiadacz mrocznego znaku
na przedramieniu, nie potrafiłem już być pewny, czy Czarnemu Panu nie przypomni
się, że moja matka jednak ma syna, który może być użyteczny. Kwestia czasu? W
głębi duszy miałem nadzieję, że nie. Miałem wpojone, że służba Czarnemu Panu to
chluba i powód do dumy. Ale gdzieś w ciągu ostatniego roku zgubiłem tą
świadomość. Zachowanie Dracona, od kiedy został Śmierciożercą, diametralnie się
zmieniło. Stał się poważniejszy, bardziej się puszył, rozpływał nad sobą…
Wiedziałem, że to przykrywka. Malfoy był coraz bladszy, wykończony i
rozstrojony psychicznie. Często tracił panowanie nad sobą, nie odrabiał
zadanych prac, budził mnie krzykiem, wywołanym przez senne koszmary.. W wakacje zaobserwowałem zachowanie matki i
stwierdziłem, że niewiele różni się od zachowania Dracona. Oni po prostu
potwornie się bali…
- Witam wszystkich uczniów na
rozpoczęciu nowego roku szkolnego – zaczął Snape. Bardzo dziwnie było usłyszeć
takie słowa właśnie od niego. Zwykle witał nas dźwiękiem trzaskających drzwi. –
Ten rok zdecydowanie będzie różnił się od poprzednich. Będzie INNY – Snape nie
mówił wesoło i energicznie, przemawiał groźnie, dość cicho, złowieszczo. –
Większość zasad się nie zmieniła. Jesteście tu po to, by uczyć się, zdobywać
wiedzę na temat magii. Ten fakt jest niepodważalny. Aby jednak nauka była
efektywniejsza, a dyscyplina utrzymana, zmienią się konstrukcje lekcji i zasady
karania uczniów. W dalszym ciągu wstęp do zakazanego lasu jest niedopuszczalny.
Nowością dla was może być zakaz opuszczania pokoju wspólnego tuz po kolacji, a
także OBOWIĄZKOWE lekcje mulogoznastwa w każdym roczniku. W utrzymaniu porządku
w szkole pomoże nam dwóch nowych nauczycieli – Amycus Carrows, który będzie
nauczał obrony przed czarną magią, natomiast jego siostra Alecta Carrows zajmie
się edukowaniem właśnie mugoloznastwa.
Śmierciożercy – natychmiast
przeszło mi przez myśl. Odruchowo spojrzałem na Dracona. Jego oczy wciąż
błądziły po „Proroku Codziennym”, jednak wiedziałem, że jest w pełni świadom
tego, o czym właśnie mówi Snape.
- …regulamin tradycyjnie wisi
już na tablicach ogłoszeń w każdym domu oraz w poszczególnych miejscach w
szkole. Kiedy jedzenie zniknie ze stołów
wszyscy mają udać się do swoich pokojów wspólnych. Jutro zaczynamy lekcje. To
wszystko.
Snape udał się do stołu
nauczycielskiego. Nikt nie bił mu braw.
Na stołach pojawiło się mnóstwo
jedzenia i złowieszcza atmosfera prysła jak bańka mydlana. Uczniowie rzucili
się na potrawy i wszędzie było słychać wesoły gwar młodych ludzi na przemian z
pobrzękiwaniem sztućców.
- Potter nie wrócił – rzucił
Robert Avery, syn jednego ze śmierciożerców, odwiecznie próbujący wkraść się w
łaski Malfoya, siedzący naprzeciwko nas.
- Wieprzlej też – wtórował mu
Daniel Yaxley, kolejny członek wielkiej śmierciożerczej rodziny.
- Pewnie srali ze strachu, że
załatwią ich zanim zdążą wysiąść z pociągu.
- Stawiałbym na to, że nawet by
do niego nie wsiedli – dogadywali sobie nawzajem, co jakiś czas zanosząc się
śmiechem. Malfoy nawet nie zwrócił na nich uwagi. Miałem wrażenie, że jest
obecny jedynie fizycznie, a myślami odpłynął gdzieś daleko.
- Malfoy, a ty po co właściwie
wróciłeś do szkoły? Myślałem, że masz do załatwienia wiele ważnych SPRAW –
zagadnął go wreszcie Avery, akcentując ostatnie słowo.
- Nie twój pieprzony interes –
skontrował szybko Draco.
Kolejna odpowiedź, która mnie
zaskoczyła. Gdzie przechwałki panicza Malfoya?
- Czyżbyś wypadł z łask? –
Avery nie ustępował, zmieniając ton na ironiczny.
Jego zachowanie też mnie
zaskoczyło. Zazwyczaj płaszczył się przed Draconem, starał się zdobyć jego
sympatie, awansować na poziom jakiegokolwiek szacunku. Tym razem Avery był
pewny siebie, zarozumiały, nie czuł już respektu przed nim. Wiedziałem, że na
koniec poprzedniego roku szkolnego stało się coś, co po raz kolejny
nadszarpnęło wizerunek Malfoyów u Czarnego Pana. Co to było? Domyślałem się jedynie,
że chodziło o tę nieszczęsną noc śmierci Dumbledore’a. Ale co tak naprawdę się
stało? Nie miałem pojęcia i nie jestem pewny, czy chciałbym wiedzieć. W każdym
razie wszystko to sprawiło, że Robert Avery stał się arogancki i wiedziałem, że
drogo za to zapłaci.
- A co, ojciec ci nie zdawał
relacji ze spotkań? – odgrwyrał się Draco.
- Tak się składa, że mówił i
twoja rodzina raczej cienko przędzie w NASZYM otoczeniu.
- Tak się składa, że mam coś
ważnego do zrobienia TUTAJ. Więc zamknij swój krzywy ryj i daj mi spokój albo
znikniesz podobnie jak baba od mugoloznastwa.
Resztę kolacji spędziliśmy w
milczeniu. Avery już więcej nie zaczepił Malfoya. Yaxley siedział cicho, jakby
chciał się odciąć od całej sytuacji. Wiedział, że Draco nie żartuje, grożąc
Avery’emu. Ukradkiem spoglądałem na
Scarlett(bo przecież tak miała na imię). Scarlett. Siedziała dumnie przy stole,
jadła z gracją. W każdym jej ruchu była jakaś magia, jakby każde skinienie było
dokładnie przemyślane. Nie rozmawiała z nikim, nikt jej też nie zagadywał. Jej
osoba nie zachęcała do nawiązywania kontaktu. Pomimo piękna, wydawała się zbyt
dumna, by tak po prostu poprosić ją np. o podanie puddingu. Czułem, jak moja
fascynacja rośnie, jak ukryte tajemnice nęcą. Rzuciłem wzrok na Malfoya. Ani
razu na nią nie spojrzał. Było to naprawdę dziwne. Dlaczego nie interesowała go
ta dziewczyna?
Kilka minut później jedzenie
znikło ze stołów. Uczniowie zaczęli wstawać. Rozległ się donośny głos
prefektów, o podążaniu za nimi do pokojów wspólnych. Byłem już zdecydowany.
Szybko wstałem i zacząłem przeciskać się między uczniami aż do początku stołu.
Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. W końcu dotarłem do niej. Siedziała jeszcze
przy stole. Usiadłem obok. Nieśmiało podniosłem wzrok. Dziewczyna delikatnie
się opierała. Zobaczyłem jej piękną twarz z bliska, oczy ponownie mnie
zahipnotyzowały. Przez chwilę zapomniałem po co w ogóle tu przyszedłem.
Otrzeźwiałem, kiedy dziewczyna zaczęła spoglądać na mnie rozbawionym wzrokiem,
a tłum w Wielkiej Sali zaczął rzednieć.
- Uważaj, bo ukarzę cię
szlabanem za bezceremonialne gapienie się na mnie – rzuciła dziewczyna wesołym
tonem. Jej twarz się zmieniła. Nie była już zimną i dumną nastolatką sprzed
kilku chwil. Wyglądała na kogoś szczerze ubawionego. Na jej ustach pojawił się
duży uśmiech, ukazujący rządek bielutkich zębów. Minęła chwila, zanim
uświadomiłem sobie, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie się ze mnie
nabijała.
- Jeśli podczas wykonywania
szlabanu będziesz mi nieustannie towarzyszyła, to jestem gotów przyjąć ten
ciężar – odpowiedziałem, mimowolnie się uśmiechając. Dziewczyna wstała.
- Hm, pierwszy dzień w szkole,
a ja już zyskuje komplementy – podsumowała z zaciętą miną. Stanąłem obok niej.
- Blasie Zabini – przedstawiłem
się i wyciągnąłem rękę w jej stronę. – Czy mógłbym towarzyszyć ci w drodze do
pokoju wspólnego Slytherniu?
- Scarlett Tacerey – dziewczyna
uścisnęła pewnie moją dłoń. – Skoro Wielka Sala jest już pusta, a ja nie znam
drogi, to chyba jestem na ciebie skazana, prawda?
Jej pewność siebie zbijała mnie
delikatnie z tropu. Ruszyliśmy w stronę drzwi. Szybko dowiedziałem się, że
dziewczyna uczyła się w Durmstrangu i przeniosła się do Hogwartu tylko dlatego,
że jej rodzice wylądowali w Świętym Mungu na rehabilitacji. Gdyby nie dziwnie
zachowanie Malfoya wobec niej, może bym i w to uwierzył, ale… Draco coś o niej
wiedział. Poza tym, do Slytherinu nie trafia się przez przypadek. I na pewno
nie na siódmym roku. No i kto, jak nie poplecznicy Czarnego Pana pcha się do
Anglii w okresie wojny czarodziejów?
- Masz jakieś podejrzenia,
dlaczego trafiłaś do Ślizgonów? – zapytałem, mając nadzieję, że może uzyskam
choć skrawek informacji, który wytłumaczy ten fakt. Dziewczyna jednak
odpowiedziała opatrznie, obracając to wszystko w żart:
- Czyżbyś wątpił w mój spryt? –
zapytała, obdarzając mnie czarującym uśmiechem.
- Nawet przez moment nie
przyszło mi to do głowy.
I prawdopodobnie nigdy nie
przyjdzie – dopowiedziałem w myślach.
- Może miałabyś ochotę, abym
oprowadził cię po szkole jutrzejszego dnia? – zaproponowałem nieśmiało.
Dziewczyna uśmiechnęła się do
siebie, jakby dokładnie wiedziała, co w tej chwili myślę.
- Niestety, spóźniłeś się –
odrzekła, wzdychając, jakby naprawdę było jej przykro, ale wyczułem w tym
potworną kpinę. – Już się z kimś umówiłam.
Już?! – pomyślałem. – Kto mnie,
cholera jasna, wyprzedził?!
Starałem się jednak nie
zdradzić mojego zaskoczenia i z uśmiechem, grzecznie odparłem.
- Ale gdybyś miała ochotę na
wspólne wyjście albo potrzebowała pomocy, mów, jestem do twojej dyspozycji.
- Nie wątpię w to, dziękuję –
odpowiedziała z kolejnym promiennym uśmiechem.
Poczułem, że jej pewność siebie
wypełnia całe lochy, do których teraz weszliśmy i w duchu naśmiewa się ze mnie
do granic możliwości. Co jest z tobą Zabini?! A gdzie twoja pewność siebie?
Gdzie twoje bajeranckie teksty i uwodzicielski uśmiech?!
Dotarliśmy do pokoju wspólnego
Ślizgonów. Pomieszczenie to było nisko sklepione. Wypełniały je meble z
zielonymi obiciami, w przeciwległym końcu stał kominek.. Jak na tą porę, ludzi
w tym miejscu było całkiem sporo. Spojrzenia wielu osób szybko nas zmierzyły.
Pokazałem Scar, gdzie jest wejście do dormitoriów dziewcząt.
- Może chciałabyś najpierw
zwiedzić dormitoria chłopców? – zapytałem z lekkim uśmieszkiem, próbując zdobyć
się na pewny ton głosu.
Scarlett odwzajemniła uśmiech.
- Może kiedyś.
Jest nadzieja! – pomyślałem,
patrząc jak odchodzi.
Nie wyobrażam sobie Malfoya palącego papierosy... No jakoś zupełnie tego nie widzę. Oto się znalazły granice mojej wyobraźni :D
OdpowiedzUsuńW ogóle, to mogłabyś mnie uprzedzać, że rozdziały ciągną się kilometrami, zarezerwowałabym sobie odpowiednio dużo ciszy i spokoju, żeby się z nimi odpowiednio wnikliwie zapoznać :P czytanie w biegu byłoby trochę nie w porządku wobec szanownej Autorki :P
Zawsze mnie intrygowało, czemu myśmy wszystkie tak zgodnie zrobiły z Zabiniego białego arystokratę, podczas gdy w filmach... no cóż, może i był przystojny, ale z pewnością nie był brytyjskim arystokratą o długowiecznej rodowej tradycji... może to - nie oszukujmy się, średnio udane - tłumacznie książek nam tego nie zasugerowało dostatecznie mocno?
Nie wyobrażasz sobie Malfoya palącego papierosy? Patrz, a to podobno ja się brzydzę palaczami ; )
UsuńPowiem Ci, że o ile zawsze potrafiłam oddzielić książki od blogowych fanficów, o tyle w sprawie Zabiniego miałam z tym problem. W książce był epizodyczną postacią, znaczącą niewiele pośród wszystkich Ślizgonów, ale mimo wszystko był na tyle charakterystyczny, że gdzieś utkwił w naszej pamięci. A że jesteśmy tylko kobietami, które kochają niegrzecznych chłopców, to musiałyśmy znaleźć innego przystojnego i aroganckiego Ślizgona, który byłby idealnym bohaterem do naszych zmyślonych opowieści : ) Nie wiem czemu, nigdy nie potrafiłam zaakceptować wersji Rowling w jego postaci. Dla mnie zawsze Blaise był mniej więcej taki, w jaki sposób go tutaj przedstawiam. I nie ma chyba co zwalać winy na tłumaczenie - po prostu każdy dostosował sobie powieść Rowling w taki sposób, w jaki bardziej mu pasowało.
Gdybym nie była tak leniwa, sprawdziłabym, jaki Blaise był dla Lilyan, ale naprawdę, nie chce mi się szukać ;)
Hmmm... Mój Blaise był... trochę porypany. Potrzebowałam w miarę przyjaznej postaci, która by jednak miała dosyć... niestandardowe podejście do życia. na granicy hedonizmu i takiego... trochę naukowego sprawdzania, jak działają ludzie w różnych sytuacjach. no patrz, teraz aż żałuję, że opowiadanie mi się urwało tak nagle :P
Usuńnie wyobrażam sobie Malfoya z papierosem, totalnie. nie wiem, w różnych sytuacjach go widzę, ale jakoś nie palącego... nie wiem, może się zafiksowałam na fajkach RDJ :)
Taka mała dygresja na początek. Mogłabyś tam w ustawieniach zmienić ile najwyżej może pojawiać się rozdziałów na stronie. Bo jeśli chodzi o mnie, to wole jak jest jeden. Chyba łatwiej się wtedy czyta :).
OdpowiedzUsuńNa gacie Merlina! Bellatrix matką? Ona matką? Ta szalona, bezwzględna kobieta. Kompletnie sobie tego nie wyobrażam.
Jedno w tym dobre, że Scarlett nie została przez nią wychowana. W przeciwnym razie byłaby zupełnie jak Bella. A z tego co widzę jej charakter różni się od Lestrange.
Ciekawe kto jest ojcem? Pewnie to będzie wielkie zaskoczenie.
Blaise typ podrywacza, zmieniający dziewczyny jak rękawiczki, łamiący im serca. Z pewnością tak w skrócie można opisać jego osobę. Rozbawiła mnie sytuacja, kiedy pomyślał, że Scarlett może być nową nauczycielką.
Z pewnością będzie ciekawie.
Czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam.
http://pieczecie--magii.blogspot.com/
Pięknie, cudnie, wspaniale <3
OdpowiedzUsuńMalfoy u Ciebie jest taki jakiego uwielbiam. Niegrzeczy chłopiec z fajką w zębach, zaliczający dziewczyny jak przedmioty w szkole xD A Zabini jest taki słodki odkąd zobaczył Scarlett. No i oczywiście ten jego pomysł, że jest nauczycielką xD Snape dyrektorem. Podziwiam, że podjęłaś się tego, ja spasowałam ;) Szacun ;) Czekam cholibka dalej bo mnie ciekawość zżera :) Jeśli masz gg, byłabym wdzięczna gdybyś napisała do mnie ;) 37052739.
Pozdrawiam ;*
Ps. Rozdział czwarty na zakazane-spojrzenia :)
To co piszesz, jest wspaniałe!
OdpowiedzUsuńKilka dni nie było mnie na Bloggerze, wchodzę, a tu taka niespodzianka!
Podoba mi się Zabini, ale oczywiście, jak zawsze, kibicuję Malfoyowi, już tak mam.
Zastanawia mnie ojciec Scarlett... już pod poprzednim rozdziałem Ci napisałam moje przypuszczenia :)
te szare oczy, no... jeśli się nie mylę... oczywiście.
Bardzo mnie to ciekawi :D
piszesz bosko, przepięknie i jestem cholernie ciekawa, co będzie dalej.
jakby Ci się chciało czytać moje nędzne wypociny to zapraszam na blogi :)
Kaja
Proszę, podaj mi adresy swoich blogów, to chętnie je odwiedzę : )
UsuńPodoba mi się! Zwłaszcza to, że wydarzenia przedstawia trzech bohaterów-narratorów :). Pozwala to ich lepiej poznać i moim zdaniem udało ci się świetnie ująć ich charaktery.
OdpowiedzUsuńPowodzonka dalej ;p /Maciej
Dobrze pierwszy rozdział za mną, ahhhh jakżemi się to podoba, że piszesz z punktów widzenia różnych bohaterów. I to ciekawsze i akcja się płynnie przeplata. Wziąć Scarlet za nauczycielkę... no nie powiem zabawne :D.
OdpowiedzUsuńOgólnie rzecz biorąc uwielbiam Dracona i Blaise'a. Ich dygresje i opinie o sobie nawzajem są bezcenne.
30 year-old Web Designer III Murry Rewcastle, hailing from Lacombe enjoys watching movies like Mystery of the 13th Guest and Community. Took a trip to Madriu-Perafita-Claror Valley and drives a Ferrari 250 GT Cabriolet. wejdz tutaj
OdpowiedzUsuń